PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 46


WSPOMNIENIA


Anna Kołakowska

W redakcji „Płomyczka”



plomyczek

Jesienią 1951 roku Konstanty Maria Sopoćko profesor Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, znany artysta grafik, zaproponował mi praktykę w redakcji „Płomyczka”, co mnie bardzo ucieszyło. Po odbyciu stażu zostałam pomocą graficzną profesora, a od 1955 roku kierownikiem artystycznym pisma.

Od tego czasu zaczęła się moja przygoda z „Płomyczkiem” i „Naszą Księgarnią”, ponieważ „Płomyczek” tak jak „Świerszczyk”, „Płomyk”, „Młody Technik” a następnie „Miś” wydawano w Instytucie Wydawniczym „Nasza Księgarnia”. Dla mnie, czytelniczki „Płomyczka” jeszcze z czasów przedwojennych, przekroczenie progu „Naszej Księgarni” przy ul. Spasowskiego 4 (obecna nazwa Smulikowskiego) na Powiślu było bardzo ważne i dawało ogromną radość mimo trudnego czasu stalinowskiego.

Ten powojenny czas wyłonił człowieka niezwykłego, operatywnego, pełnego pomysłów w nawiązywaniu kontaktów z dziećmi. Był nim Stanisław Aleksandrzak – związany z wydawnictwem jeszcze w okresie przedwojennym, nauczyciel, więzień Oświęcimia, który potrafił w skomplikowanych latach PRL'u radzić sobie ze wszystkim, nawet z cenzurą. Był redaktorem naczelnym „Płomyczka” od powrotu z obozu. Zmarł w 1985 roku. Jego prawą ręką, sekretarzem redakcji była Maria Kochanowska – Marylka.
Swój entuzjazm przekazał nam, zespołowi. Za jego przykładem chcieliśmy dać dzieciom, naszym 10–13 letnim czytelnikom maksimum wiedzy odpowiedniej do ich wieku i zainteresowań. Przybliżyć im polską literaturę, historię, sztukę. Bawić i rozwijać ich pomysłowość.

W tym czasie obowiązywały różne akcje polityczne w rodzaju „Kto najwięcej nazbiera stonki ziemniaczanej zrzuconej przez Amerykanów”! dziś trudno w to uwierzyć, ale naprawdę dzieci na te apele przysyłały do redakcji butelki z zebranymi szkodnikami. Tematów bdquo;niebezpiecznych” jak Święta Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, nie należało eksponować. Na wiosnę przeważnie było dozwolone malowanie pisanek czy topienie Marzanny. Pamiętam jak Sopoćko zrobił ilustrację do tekstu o malowaniu jajek wiosennych... Zostało trochę miejsca pod tekstem. Sopoćko polecił mi zrobienie tzw. finalika. Narysowałam dwie gałązki wierzbowe przewiązane wstążeczką. Poszłam jak zazwyczaj z całą teczką ilustracji „do wglądu” do ważnej pani ( cioty rewolucji – tak się o nich mówiło...) czyli wewnętrznej cenzury (główna była przy ul. Mysiej) owa pani zaniosła teczkę do jeszcze ważniejszej – nigdy nie zapomnę tych słów: – A co to jest?! Czy to średniowiecze? Wykasowałam wstążeczkę!

Kierownikiem artystycznym całego wydawnictwa był profesor Michał Bylina – malarz batalista. Po Październiku 1956 zainicjowaliśmy serię Historia Polski w obrazach autorstwa prof. Byliny.
Poczet królów polskich (reprodukcje dzieł Jana Matejki) szkoły wykorzystywały jako materiały pomocnicze do nauczania historii, portrety były oprawiane i zawieszane w salach lekcyjnych. Wydawaliśmy też dwujęzyczne numery historyczne z myślą o czytelnikach polonijnych. Inną serię, która cieszyła się popularnością było Dziecko w malarstwie polskim. Robiłam taka specjalną wkładkę w kolorze z reprodukcjami Stanisława Wyspiańskiego, Olgi Boznańskiej i innych malarzy. I te wkładki stanowiły nieodzowną pomoc w nauczaniu, gdyż podręczniki były czarno–białe.

Zależało nam na popularyzowaniu malarstwa, dzieł sztuki i te cele realizowano.
Bardzo cennym materiałem okazywały się lektury szkolne, które po wyjęciu z „Płomyczka” mogły dzieci składać w postaci małych książeczek (m.in. znajdowały się tam książki z Honorowej Listy Andersena).
Projektowanie pisma, rozdawanie materiału różnym grafikom, dostarczanie materiału do drukarni mieszczącej się w Krakowie, sprawiało mi ogromną satysfakcję, ale największą dawała współpraca z dziećmi – czytelnikami. Dlatego redakcja organizowała liczne konkursy.

Jeden z nich ogłoszono w 1959 roku pod tytułem Jak wyobrażam sobie świat za sto lat? Otrzymaliśmy mnóstwo listów. Laureatem tego konkursu został trzynastoletni Antek ze wsi Chodory, na wschód od miejscowości Łapy. Po 18. latach, ten sam Antoni Chodorowski, już jako absolwent ASP, znany artysta grafik, zjawił się w redakcji „Płomyczka”. Wielkie wydarzenie! Ponownie została wydrukowana jego konkursowa praca, którą on zilustrował w jubileuszowym numerze, z okazji 60-lecia „Płomyczka” w roku 1977.

Inny konkurs zorganizowany wspólnie z Towarzystwem im. Marii Konopnickiej dotyczył budowy pomnika autorki Roty. A że wówczas dzieci czytały Konopnicką a nie Harry Pottera czy coś w tym rodzaju, więc była to akcja bardzo popularna zakończona wzniesieniem pomnika poetki w Ogrodzie Saskim w Warszawie w 19666 roku. Ofiarność dzieci była tak wielka, że starczyło pieniędzy na wybudowanie drugiego pomnika w Suwalkach (miejsce urodzenia poetki).

Jak już wspomniałam, nawiązywanie kontaktu z czytelnikami to główne założenie naszego szefa i zespołu. Nie tylko korespondencyjnego kontaktu. Jeździliśmy na spotkania do szkół w prowincjonalnych miasteczkach, do wiosek „gdzie diabeł mówi dobranoc”. Ludzie nie mieli radia, listonosz docierał raz albo dwa razy w tygodniu. Rezultatem tych spotkań były różne fantastyczne dziecięce pomysły, które później wykorzystywaliśmy.



plomyczek

Odsłonięcie pomnika Marii Konopnickiej w Warszawie.
Od lewej: Red. Stanisław Aleksandrzak, p. Kulon (projektant pomnika – uczeń Kenara),
Anna Kołakowska, sekretarz redakcji Maria Kochanowska, Justyna Zając
(fot. Tadeusz Bukowski)



„Płomyczek” i redaktor naczelny Stanisław Aleksandrzak uczestniczył w akcji przyznawania Orderu Uśmiechu, którego inicjatorką była Wanda Chotomska. Powstały pomysł obdarowywania dorosłych dziecięcą nagrodą – istnieje do dziś! Order Uśmiechu Nr.1 dzieci przyznały profesorowi Wiktorowi Dedze – dziecięcemu chirurgowi z Poznania. Orderem tym został również obdarowany Papież Jan Paweł II.

Od strony techniczno-wydawniczej borykaliśmy się z dosyć marnym drukiem (okładki – offset, środki – rotograwiura) i ciągłym brakiem papieru. Łza się w oku kręci, gdy teraz oglądam reklamy. Ale mimo tych oczywistych kłopotów udało się nam zapraszać do współpracy wspaniałych autorów i ilustratorów. Pisali do „Płomyczka” m.in. Ludwik Jerzy Kern, Wanda Chotomska, Czesław Janczarski, Tadeusz Kubiak, Jerzy Ficowski, Władysław Broniewski, Hanna Łochocka, Maria Kownacka, Janina Porazińska, Lucyna Krzemieniecka, Konstanty Ildefons Gałczyński, Igor Skirycki, Jadwiga Wernerowa, Maria Krüger, Gustaw Morcinek.
Teksty ilustrowali tacy plastycy jak: Zbigniew Rychlicki, Janusz Grabiański, Michał Bylina, Stanisław Rozwadowski, Gwidon Miklaszewski, Janusz Stanny, Jerzy Flisak, Jozef Wilkoń, Bożena Truchanowska, Hanna Czajkowska, Wiesław Majchrzak, Zbigniew Piotrowski, Anna Stylo–Ginter.

Po 11. latach mojej pracy, w 1960 roku, zwrócono się do mnie, żebym zilustrowała jakąs książeczkę. Wówczas, po raz pierwszy zrobiłam tzw. „poczytajki”, tzn. ukazujące się w serii: Poczytaj mi, mamo. Ten pierwszy wyczyn ilustratorski zawdzięczam Julkowi Makowskiemu, który docenił mój styl. Owe książeczki z tej popularnej serii były bardzo tanie, poręczne, wygodne. Narzekaliśmy na kolory, nie wychodziły takie, jakich oczekiwaliśmy, odcienie były nie zadawalające, odbiegały od zamierzonych. Później jakość tych ilustracji trochę się poprawiła. Pierwszymi książeczkami, które ilustrowałam, były Moje zwierzęta M.Buczkówny, Jak Jacek szukał szczęścia (Joseph Jacobs). Inne tytuły to np. Mama w żółtym kapeluszu (Wanda Osuchowska–Orłowska), Wielka heca z gitarą (Zofia Wożnicka).

Mój styl to rysunek pogodny, satyryczny. Szczególnie ucieszyła mnie możność wykonania rysunkow do sławnej Fizi Pończoszance (w następnych edycjach „Pipi Langstrump”) wspaniałej pisarki Astrid Lindgren czy trzech tomików o latającym detektywie (Ake Homberg), jak też Nasza babcia, Wakacje z babcią Ilse Kleberger.
W sumie dla „Nasze Księgarni” zilustrowałam ponad 20 książek. Po przejściu na emeryturę w 1983 roku, jeszcze do końca lat dziewięćdziesiątych, czyli praktycznie do końca istnienia mojej cit bdquo;Naszej Księgarni” utrzymywałam kontakt z wydawnictwem, np. zastępując koleżanki podczas ich urlopów. Nie zerwałam więzów z pismem, ale ten późniejszy „Płomyczek”, zmieniający się i zmieniany zaczynał być mi już coraz bardziej obcy.

Chciałabym, aby moja relacja dotycząca „Płomyczka” i „Naszej Księgarni” była śladem pamięci o pracy całego zespołu, którego największym sukcesem było to co widać na zdjęciu – góry korespondencji – prawdziwy dowód kontaktu redakcji z czytelnikami.


 <– Strona głównanbsp;Spis treści numeru