PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 41-42


Album z Podkową

Małgorzata Wittels

Zielone Wzgórze



To fascynujące, jak historia Podkowy – dzieje życia jej mieszkańców – splata się z historią Polski. Wybitni ludzie, którzy wybrali to miejsce, naznaczyli swoje miasto tym, co przeżyli, co ze sobą przynieśli.

Ród Ledóchowskich zapisał się w historii nie tylko naszej ojczyzny, lecz także Europy. W Podkowie znaleźć możemy aż cztery miejsca związane z nazwiskiem i rodziną Ledóchowskich: dom Stanisława i Elżbiety przy Parkowej, Władysława przy Krasek, willę „Nieczuja” – dawny dom Heleny z Ledóchowskich Dzierżkowej przy Słowackiego i klasztor sióstr Klawerianek przy Warszawskiej – zgromadzenia misyjnego, którego założycielką była Maria Teresa Ledóchowska.

Przewodnikiem po dziejach rodziny jest pan Stanisław Ledóchowski, mieszkaniec Podkowy Leśnej, związany z nią jeszcze w okresie okupacji i w pierwszych latach po wyzwoleniu. Rozmawiamy na tarasie domu przy ulicy Parkowej. Otaczają go piękne drzewa, a Podkowa jest tu może nie tyle leśna, co właśnie parkowa. Jesienne słońce prześwieca przez gałęzie, śpiewają ptaki. Szkoda, że stary, wiekowy dąb – zabytek przyrody znalazł się, po podziale pierwotnej działki, za ogrodzeniem posesji.

Dom państwa Elżbiety i Stanisława Ledóchowskich powstał w pierwszych latach po rozpoczęciu parcelacji majątku Stanisława Lilpopa. Wybudował go dla swojej rodziny w 1927 roku inż. Stanisław Futasewicz, sytuując na niewielkim pagórku, w otoczeniu starych drzew. Nadał willi charakter polskiego dworku z czterokolumnowym portykiem i spadzistym dachem. Kilka lat później, również według jego projektu, powstał chyba najładniejszy dom w Podkowie – willa Krzyżewskich przy ulicy Bobrowej, także położona na pagórku, także z kolumnowym portykiem, tylko większa i bardziej okazała.

Stanisław Ledóchowski odkupił dom od rodziny poprzedniego właściciela, zna więc jego historię tylko pośrednio. Po wojnie mieszkało w nim wielu ludzi nie należących do rodziny, przyjaciele, lokatorzy. Była wśród nich pani Felicja, plastyczka i historyk sztuki, później żona Antoniego Uniechowskiego. Nawet garaż miał swoich lokatorów. Dom przez lata nie remontowany niszczał i tracił atrakcyjny niegdyś wygląd. Nowi właściciele przeprowadzili generalny remont, z wymianą dachu włącznie. Odnowili i wzbogacili wnętrze, Sylwester 2000 rozpoczął nowy okres w dziejach willi przy Parkowej.

Rodzina Ledóchowskich pochodzi z Kresów Wschodnich, z Wołynia. Jak wiele tamtejszych rodów początkowo wyznawali prawosławie, dopiero za Kazimierza Jagiellończyka stali się katolikami, dając Kościołowi duchownych, zakonników, wiernych i gorliwych świeckich wyznawców, a także błogosławioną i świętą. Nic zatem dziwnego, że przedstawiciele rodu znaleźli się tam, gdzie walczono w obronie wiary – w bitwie pod Wiedniem. W kościele na wzgórzu Kahlenberg znajdują się freski przedstawiające sceny odsieczy wiedeńskiej. Autorem jest Jan Henryk Rosen, którego obraz świętego Krzysztofa i witraże zdobią podkowiański kościół. Herby rycerzy poległych w tej bitwie umieszczono nad malowidłami Rosena. Wśród nich znalazł się herb rodziny Ledóchowskich „Szaława”, upamiętniający śmierć Felicjana, syna kasztelana wołyńskiego Stefana.

Założycielem rodu był rycerz Nestor Halka, który otrzymał od Kazimierza Jagiellończyka wieś Ledóchów koło Krzemieńca. Pochodząca z Wołynia gałąź rodziny nosi więc podwójne nazwisko: Halka– Ledóchowscy. Nestor, walcząc za wiarę, otrzymał herb – trzy krzyże w złotym kole na błękitnym tle, odtąd herb rodu. Później dodano do niego sentencję: Avorum respice mores (Bacz na obyczaje przodków). A obyczaje te warte są naśladowania, skoro tyle wybitnych osób wsławiło rodzinę.

W ubiegłym roku odwiedziłem nasze gniazdo, wieś Ledóchów, która teraz nosi nazwę Ledichiw, na Wołyniu. Przy wjeździe do wsi znajduje się cerkiew zbudowana na fundamentach pierwotnej, szesnastowiecznej, wzniesionej przez Ledóchowskich. Było to dla mnie wzruszające zetknięcie się z żywą historią rodziny – opowiedział na spotkaniu z mieszkańcami Podkowy, poświęconym rodzeństwu Marii Teresie, Urszuli i Włodzimierzowi, Stanisław Ledóchowski.

Innym miejscem ważnym dla Ledóchowskich jest klasztor ojców dominikanów w Podkamieniu. Znajdował się tam cudami słynący koronowany obraz Matki Bożej Różańcowej, do którego ciągnęli pielgrzymi z całego Wołynia. Obraz ten jest obecnie w kościele ojców dominikanów we Wrocławiu i nadal odwiedzają go wierni z dawnych polskich kresów. Na dziedzińcu klasztornym w Podkamieniu Stanisław Ledóchowski, wojewoda wołyński, ufundował figurę Matki Bożej. Był on marszałkiem konfederacji tarnogrodzkiej i sejmu niemego, wielkim czcicielem Maryi i autorem pieśni Jej poświęconych.

Rozbiory rozdzieliły poszczególne gałęzie rodu. Ta, do której należeli przodkowie mojego rozmówcy, pozostała w zaborze rosyjskim, druga natomiast, która wydała Kościołowi wybitnych przedstawicieli, znalazła się pod władzą cesarzy Austrii.

Trudno nie wspomnieć o generale Ignacym Ledóchowskim, weteranie wojny 1812 roku, komendancie Arsenału, dowódcy twierdzy Modlin w 1831. Od niego rozpoczął się austriacki epizod dziejów rodziny, gdy po powstaniu opuścił Polskę. Antoni, jego syn, sprzedał majątki wołyńskie, ale wrócił później do kraju i zamieszkał w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Starsi jego synowie pozostali w Austrii, natomiast w Lipnicy wychowała się szóstka dzieci z małżeństwa z Józefiną Salis–Zizers: Maria Teresa, Urszula, Włodzimierz i Ignacy. Ojciec uczył je patriotyzmu, matka – służenia ludziom, a oboje – miłości i posłuszeństwa Bogu. Józefina, matka świętych, sama jest kandydatką na ołtarze. Przypomnijmy pokrótce losy sławnego rodzeństwa.

Maria Teresa, dama dworu książąt toskańskich, została misjonarką, założycielką świeckiej sodalicji św. Piotra Klawera, później przemianowanej na zakon misyjny. Była pisarką i redaktorką pisemek misyjnych, „Echa z Afryki” i „Murzynka”, walczyła o zniesienie niewolnictwa Murzynów. Nazywana jest matką Afryki. Wyniesiona została na ołtarze przez papieża Pawła VI.

Julia Maria, znana pod imieniem Urszuli, założycielka zgromadzenia sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, opiekunka i wychowawczyni młodzieży. Była również autorką książek dla młodzieży, opiekunką dziewcząt w Petersburgu, później w Szwecji i Finlandii. Zakładała klasztory we Francji, także w Polsce, w Pniewach. Została ogłoszona świętą.

Włodzimierz Dionizy przez 28 lat sprawował urząd generała zakonu jezuitów, powodując rozkwit zakonu i wielki wzrost powołań.

Mniej znany z rodzeństwa Ledóchowskich, lecz dla nas ważny Ignacy, generał dywizji W.P., był ojcem mieszkańca Podkowy, Włodzimierza. Ignacy walczył w wojsku polskim w 1920 roku, otrzymał Virtuti Militarii, dwukrotnie Krzyż Walecznych oraz Legię Honorową z rąk marszałka Focha.

Autorytetem dla rodzeństwa Ledóchowskich i ich rodziców, człowiekiem zasłużonym dla Kościoła i Polski był kardynał Mieczysław, arcybiskup, metropolita gnieźnieńsko–poznański, prymas Polski. Więziony za obronę polskości i wiary przez pruski rząd w czasie Kulturkampfu, po uwolnieniu został mianowany prefektem Kongregacji Wiary. Mamy w rodzie papieża czerwonego, bo tak nazywany jest dostojnik Kościoła pełniący tę funkcję, mamy też czarnego, czyli generała zakonu jezuitów. Brak nam tylko białego – żartuje pan Stanisław. Jednak to polski papież ogłosił świętą Urszulę Ledóchowską.

W Podkowie Leśnej zamieszkał pod koniec życia syn generała Ignacego, bratanek wyniesionych na ołtarze: Marii Teresy i Urszuli, Włodzimierz (1910–1987). To niezwykła postać – mówi o nim Stanisław Ledóchowski, a przecież niezwykłych postaci w tej rodzinie nie brak. – Był oficerem artylerii w kampanii wrześniowej, walczył w obronie Warszawy. Jako kurier tatrzański przerzucał ludzi przez zieloną granicę. Rozpoznany, musiał zaprzestać działalności. Walczył potem w Afryce, pod Tobrukiem, gdzie ciężko ranny, cudem ocalał. Do końca życia miał bezwładną rękę.

W książce Polacy w obronie Tobruku, w rozdziale opisującym zdobycie twierdzy Bardija, wspominany jest por. Włodzimierz Ledóchowski, jeden z oficerów łącznikowych wyznaczonych do kierowania ogniem. Jego radiostacja nosiła nazwę Carrier Buk. To właśnie podczas zdobywania Bardiji Ledóchowski został ciężko ranny. Po wojnie brał udział w akcjach Special Operation Executive (SOE) w Anglii. Absolwent Politechniki Lwowskiej, w RPA, kraju, który wybrał jako miejsce osiedlenia, projektował autostrady. Dał się poznać jako działacz społeczny, był prezesem komisji Juditia et Pax w Johanesburgu, zaangażował się w walce z apartheidem. To sprawiło, że nie mógł tam pozostać. Wrócił do Polski. Wybudował dom w Podkowie Zachodniej, przy ulicy Krasek i tu spędził ostatnie lata życia, pisząc artykuły, wspomnienia. Zabierał też młodzież z rodziny i ich przyjaciół na wspólne wyprawy szlakiem pamiątek rodzinnych. Pozostawił po sobie artykuły publicystyczne i książki, m.in. Pamiętnik pozostawiony w AnkarzeMój nierodzinny kraj. Zmarł w Warszawie, pochowany został na cmentarzu podkowiańskim.

Niemniej ciekawe są dzieje innej linii rodu. Do I wojny światowej jej przedstawiciele mieli majątki na Podolu, Wołyniu i Kijowszczyźnie. Stanisław Antoni, absolwent Szkoły Morskiej w Chersoniu, założył nad Morzem Czarnym stocznię remontową, pionierskie warsztaty modeli okrętowych i składy portowe oraz Towarzystwo Handlu Morskiego w Brukseli. Wybuch rewolucji w Rosji zniweczył ambitne plany stworzenia regularnej komunikacji miedzy portami Morza Czarnego a Antwerpią. Prowadził później za pośrednictwem Kampanii Belgijskiej eksport polskiego drewna do zachodniej Europy, a także odkupił od poprzednich właścicieli, Belgijsko Rosyjskiego Towarzystwa Handlowego, firmę produkującą siatkę używaną w budownictwie. Do dziś nosi ona nazwę „siatki Ledóchowskiego”. Wracając do swych najwcześniejszych zamiłowań, Stanisław Antoni założył prywatne, pierwsze w Polsce Muzeum Morskie z Biurem Propagandy i Informacji Morskich, redakcją Biuletynu oraz warsztatami modeli okrętowych. Po wojnie zbiory przekazane zostały muzeum w Szczecinie.
Syn Stanisława, Edward, działacz społeczny, jeden z prezesów Akcji Katolickiej, dowódca szwadronu w 1. Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego w Warszawie, był ojcem mojego rozmówcy. Uczestniczył w kampanii wrześniowej i w Powstaniu Warszawskim.

W Młochówku, w jednym z „sześciu domków”, kolonii bliźniaczych willi, mieli letnie mieszkanie siostra ojca z mężem, Helena i Tadeusz Dzierżkowie. Od 1938 r. dom o nazwie „Nieczuja”, był własnością wuja Tadeusza. Ciotka Helena z Ledóchowskich. (1906–1081) mieszkała do 1929 roku w majątku pierwszego, wcześnie zmarłego męża, Stanisława Śliźnia w Dziewiątkowicach na Polesiu. W Warszawie założyła Warsztaty Tkanin Dekoracyjnych, dla których projekty wykonywali Stanisław Zamecznik i Stanisław Bogucki. Otworzyła też filie warsztatów na Polesiu, wykorzystując wzornictwo ludowe mieszkańców tych okolic.

Kiedy ich warszawskie mieszkanie przestało istnieć, osiedli na stałe przy ulicy Słowackiego 21; wtedy nie był to już Młochówek, tylko Podkowa. Helena Dzierżkowa uczyła francuskiego, jej uczniami byli także księża miejscowej parafii. Urządzała u siebie spotkania i ogniska dla młodzieży sąsiedzkiej i zaprzyjaźnionej. Miała też interesujących przyjaciół, np. mieszkającego w Podkowie Ludwika Grabowskiego, malarza pejzażystę, potomka króla Stanisława Augusta.

Przyjeżdżaliśmy do niej, podobnie jak inni goście, na soboty i niedziele, a ona wszystkich przyjmowała wykwintnymi obiadami. Potem przez cały tydzień jadła chleb z masłem.

Związki Stanisława Ledóchowskiego z Podkową rozpoczęły się dzięki ciotce Helenie, to u niej znalazł schronienie wraz z matką i siostrą Teresą, obecnie Horodyńską.

Po upadku Powstania, w którym zginął nasz ojciec, znaleźliśmy się z mamą w obozie w Pruszkowie. Stamtąd dotarliśmy do domu ciotki. Powstało wówczas harcerstwo, początkowo tajne, które założył druh Zygmunt Sobota. Drużyna otrzymała numer 101 i błękitne chusty. Początkowo nie mieliśmy mundurów, tylko biało–czerwone opaski z harcerską lilijką. Pamiętam ogniska, wspólne śpiewanie, patriotyczny nastrój, wyrosły z tradycji Szarych Szeregów.

Zanim otwarto w Podkowie szkołę przy ulicy Parkowej, Staś i Teresa uczyli się na kompletach w pobliskim domu państwa Wardzyńskich.

Na progu okresu stalinowskiego opuściliśmy Podkowę. Ja przeniosłem się do internatu księży Marianów na Bielanach, a moja siostra do Polskiej Wsi w Poznańskiem, gdzie istniała od dawna słynna szkoła dla dziewcząt Sacré Coeur. Podkowa pozostała uroczym, tkliwym wspomnieniem. Kiedyś napisałem nawet o niej wiersz. Po zamknięciu internatu przeniosłem się do liceum im. Stefana Batorego w Warszawie, gniazda Szarych Szeregów, gdzie w 1951 roku otrzymałem maturę. Uznany za wroga ludu i jednostkę aspołeczną nie miałem szans na wyższe studia. Chcąc otrzymać status robotnika, rozpocząłem pracę jako kamieniarz–przekuwacz w Przedsiębiorstwie KAM (Konserwacja Architektury Monumentalnej) w Warszawie. W 1952 roku zdałem egzamin na historię sztuki na Uniwersytet Jagielloński z wynikiem bardzo dobrym, ale „z braku” miejsc mnie nie przyjęto.
Po kilku próbach dostania się na inne wydziały, zostałem wcielony do wojskowych batalionów pracy. Pracowałem w trzech kopalniach: „Prezydent”, „Michał” i „Matylda”. W wojsku założyłem pracownię rzeźbiarską, uczestnicząc w wystawach Śląskiego Okręgu Wojskowego. Po wyjściu z wojska dostałem się na wydział rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, dzięki poparciu prof. Michała Byliny, znanego batalisty, oficera 1. Pułku Szwoleżerów, kolegi ojca.
Po dyplomie rozpocząłem działalność jako krytyk sztuki i publicysta, w „Kierunkach”, „Przeglądzie Kulturalnym” i w „Kulturze” i innych tygodnikach kulturalnych. Współpracowałem także z redakcją literacką Polskiego Radia. Po pewnym czasie zainteresowałem się scenografią i dekoracją wnętrz. Związałem się wówczas z Andrzejem Żuławskim, przygotowując scenografię do wszystkich jego filmów realizowanych w Polsce, m.in. do „Trzeciej części nocy”, filmu uważanego za jego szczytowe osiągnięcie. Współpracowałem też z Andrzejem Trzosem–Rastawickim, przygotowując dekoracje do jego filmu „Gdziekolwiek jesteś, panie prezydencie”, o S. Starzyńskim.
Powróciłem do publicystyki i dziennikarstwa, poświęcając się działalności w ruchu kolekcjonerskim. Byłem współzałożycielem Federacji Klubów Kolekcjonerskich oraz wieloletnim redaktorem jedynego wówczas pisma o tym profilu, „Kolekcjonera Polskiego”.


Po dziesięciu latach, w związku z likwidacją „Kolekcjonera”, Stanisław Ledóchowski wycofał się z pracy dziennikarskiej i zajął pracą społeczną w kilku stowarzyszeniach: w Towarzystwie Przyjaciół Książki, Stowarzyszeniu Miłośników Dawnej Broni i Barwy, w Polskim Towarzystwie Heraldycznym, jako członek zarządów tych organizacji. Jest też członkiem Koła Pierwszego Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego.

Stanisław Ledóchowski pracuje naukowo, zajmując się heraldyką i dawnymi militariami polskimi. Jest też autorem tekstów do albumów fotograficznych, m.in. Polska – dwory i dworki oraz Dwory, dworki i pałace z fotogramami wybitnego artysty Michała Wiśniewskiego. Przygotowuje również do druku tomik swoich wierszy w Oficynie Przypkowskich w Jędrzejowie.

Na progu podkowiańskiego domu żegnają mnie gościnni gospodarze wraz z synem Franciszkiem Antonim, studentem ASP. Córka Magdalena Kurzątkowska, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych mieszka z mężem Tomaszem w Warszawie. Już przy furtce rzucając ostatnie spojrzenie na piękny dom, usłyszałam, że będzie on nosił nazwę „Zielone Wzgórze”.



Przedstawiciele trzech pokoleń: Stanisław Antoni,
por. Edward i Stanisław junior Ledóchowscy.

trzech

Stanisław i Włodzimierz Ledóchowscy w Łańcucie.

dwóch

Stanisław jest miłośnikiem i znawcą koni.

koń

Elżbieta i Stanisław Ledóchowscy

para




 <– Spis treści numeru