PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 52

ALBUM Z PODKOWĄ


dworek

Dworek Lali


Kiedy sięgamy do przeszłości Podkowy Leśnej najbardziej fascynuje fakt, że jej jakże krótka historia tak ściśle powiązana jest z dziejami Polski. Mamy tego przykłady na każdym kroku, poczynając od życiorysów jej założycieli i późniejszych mieszkańców, a także poprzez wydarzenia, zwłaszcza z okresu okupacji, choć przecież nie tylko. Na przykładzie rodziny Dzierżyńskich i Brochockich, która przez prawie ćwierć wieku mieszkała przy ul. Słowiczej w „Dworku Lali”, widać to bardzo wyraźnie.

Wnuk wieloletniego właściciela, architekt Andrzej Brochocki, wyprowadza drzewo genealogiczne jego rodziny od roku 1703, daty śmierci rotmistrza Mikołaja Dzierżyńskiego, związanego z Wielkim Księstwem Litewskim. Jego potomek Józef Jan był ojcem jedenaściorga dzieci, wśród nich Felicjana Józefa, ojca Jana Albina, mieszkańca Podkowy i Edmunda Rufina, ojca „krwawego” Feliksa. Dwaj stryjeczni bracia urodzili się w tym samym roku, ale nie spotkali się nigdy, byli zresztą skrajnie różnych przekonań; rodzina Dzierżyńskich nigdy nie miała skłonności lewicowych. Początków rodziny Brochockich upatruje pan Andrzej w osobie Jędrzeja, starosty brzesko–kujawskiego, który prowadził chorągiew Gończą w bitwie pod Grunwaldem. Późniejsi Brochoccy odznaczali się nie mniejszą odwagą i patriotyzmem, jak choćby 18–letni Feliks, powstaniec styczniowy, czy Tadeusz, uczestnik wojny 1920 roku i wreszcie Jerzy Brochocki, żołnierz AK, dowódca plutonu „Alaska II”.

Swoje wspomnienia o rodzinnym domu, opublikowane w gazecie U nas O. K. (nr 3/1996) pan Andrzej Brochocki zatytułował „Tyłem do Dzierżyńskiego”. Dwuznaczny ten tytuł wyraża zarazem stosunek autora i jego rodziny do patrona ulicy, a także przedstawia rzeczywiste –pozornie niefortunne –usytuowanie willi, jakby ustawionej tyłem do ulicy, po latach znów noszącej nazwę Słowicza.

Willa, nazwana przez pierwszego właściciela „Dworkiem Lali”, elegancki front z półkolistym balkonem wspartym na kolumnach otwiera w kierunku torów kolejki, jakby zachęcając przyjezdnych do odwiedzin. Od ulicy natomiast wygląda nie tyle skromnie, co nijako. A przecież nawet boczne fasady ozdobiono balkonami i tarasami zamkniętymi szeregiem kamiennych tralek. Zapewne w zamyśle projektanta goście przybywać mieli drogą od strony kolejki. Wtedy ich oczom ukazywał się piękny fronton zwieńczony muszlą nad ukwieconym balkonem i ogród pełen kwiatów i kwitnących krzewów. Grzegorz Grątkowski, autor Architektury Podkowy Leśnej, południową ścianę domu określa jako jedno z najoryginalniejszych rozwiązań architektury willowej tego typu.

Dom zbudowany został (wg G. Grątkowskiego) w latach 1929–30, prawdopodobnie dla rodziny zamożnego przemysłowca, którego córka Lala dała imię willi. Nie znamy nazwiska projektanta ani wykonawcy, Grzegorz Grątkowski na podstawie cech charakterystycznych sugeruje, że autorem projektu mógł być Władysław Sawicki. Niestety, w rodzinie następnych właścicieli nie zachował się żaden dokument związany z powstaniem domu, choć pan Andrzej Brochocki pamięta przechowywany przez dziadka projekt na sztywnych ozdobnych kartach. Przekazano go w 1973 roku kolejnemu właścicielowi i nikt nie zanotował nazwiska twórcy.

O pierwszych mieszkańcach nie wiemy prawie nic. Głos Podkowy opublikował wspomnienia pani Marii Iwaszkiewicz dotyczące mieszkańców Dworku Lali. Otóż siostra i ja bywałyśmy u tej Lali. Musiały to być wczesne lata trzydzieste. Lala była śliczną brunetką, uczesaną w loki i – ku naszemu podziwowi – ubraną w aksamitne sukienki z koronkowymi kołnierzykami typu bebe ... Matka Lali była ciężko chora na nerki, znajdowała się pod opieką naszego wuja urologa Wacława Lilpopa. Nigdy jej nie widziałyśmy, chyba wkrótce umarła i wtedy dziadek pana Brochockiego kupił dom. Dziewczynką opiekowała się wychowawczyni, bardzo jej oddana panna Pola. Kiedy dom sprzedano, przeniosły się do Warszawy. Był to zapewne rok 1935.

Kim byli nowi mieszkańcy Dworku Lali? Jan Dzierżyński (1877–1958) inżynier technolog, ukończył politechnikę w Rydze. Prowadził w Warszawie przy ulicy Mianowskiego 15 Biuro Techniczno–Handlowe. Zajmował się sprowadzaniem akcesoriów do urządzeń kolejowych i był przedstawicielem firm szwajcarskich (m.in. Hasler) na Polskę. W rodzinie zachował się dokument, szwajcarskie wydawnictwo, z fotografią zburzonej w trakcie Powstania siedziby firmy. Jedenastopokojowe mieszkanie z biurem przestało istnieć. Kiedy rodzina dotarła na to miejsce po wycofaniu się Niemców, rzeczy zgromadzone w piwnicach wyglądały jak przed podpaleniem domu – stosy książek, odzieży czy pasów słuckich, ale od panującego tu wokół żaru przy pierwszym dotknięciu wszystko rozsypało się w pył.

Po wojnie Jan został dyrektorem w Ministerstwie Kolei. Wnuk zapamiętał go jako przysadzistego, łysego mężczyznę w binoklach. Nosił się godnie, był surowy, ale sprawiedliwy i całowałem go do końca w rękę. Jako urodzony filantrop ... ufundował bibliotekę w podkowiańskiej szkole. Wykorzystując przedwojenne znajomości, sprowadzał dla znajomych z Podkowy niedostępne w polskich aptekach szwajcarskie leki.

Parter domu, a właściwie jego większą część, przez wiele lat zajmował Jan z żoną Wandą z Majewskich (1887–1947) i rodziną córki Janiny. Wanda była malarką, po studiach w Odessie. Lubiła malować, jej nastrojowe pejzaże ozdabiają teraz mieszkanie wnuka, ale też ze znawstwem wybierała i kupowała dzieła sztuki. Przed samym Powstaniem znaczną część jej podkowiańskiej kolekcji wywieziono do warszawskiego mieszkania, gdzie, jak sądzono, łatwiej będzie je przechować. Spłonęły w czasie Powstania. Była osobą o silnym charakterze i niezłomnych zasadach, czego dowód dała nie zgadzając się na wykorzystanie nazwiska i rodzinnych powiązań w celu ratowania syna, wywiezionego i więzionego w Związku Radzieckim. Dopiero po jej śmierci Jan Dzierżyński nawiązał kontakt z ambasadą ZSRR w Warszawie. Dobrze pamiętam wizytę w „Dworku Lali” ówczesnego ambasadora Lebiediewa, wielki czarny samochód i herbatę podaną w stołowym pokoju... Przywiózł wiadomość o odnalezieniu oraz rychłym powrocie Jerzego, sam być może nie wiedząc, że ten w międzyczasie znalazł się na Kołymie. Dopiero stamtąd NKWD odstawiła go do polskiej granicy. ..Akurat bawiłem się w ogrodzie, kiedy obdarty wujek Jerzyk otwierał furtkę w „Dworku Lali” jesienią 1947 roku. – napisał we wspomnieniach wnuk Jana.

Jerzy Witold, z wykształcenia ekonomista, absolwent AGH, walczył w wileńskiej partyzantce, za co został później uwięziony i zesłany, najpierw w okolice Riazania, potem na Kołymę. Z jego wspomnień pozostało w rodzinie słowo „komsa” (komunistyczna sardynka) określające wydobyte z dna rzeki rybki, małże, zjadane ze szlamem, na surowo, jako jedyne dostępne pożywienie.

Kupując „Dworek Lalki”, Jan zdecydował się zbudować synowi oddzielny dom. I tak, w dużym ogrodzie przy Słowiczej stanął mały, klockowaty budynek, dopiero kilka lat temu przebudowany i powiększony. Ale Jerzy nigdy w nim nie zamieszkał, a dom został sprzedany po śmierci dziadka.

Siostra Jerzego, Janina, inżynier ogrodnik, wyszła w 1935 r. za mąż za kolegę ze studiów, Jerzego Brochockiego. Tuż przed wojną urodził się syn, Andrzej, kilka lat później Maria Krystyna, a w 1945 r. druga córka – również Janina. Podkowę opuścili tylko na dwa lata, spędzone na Żuławach w miasteczku o nazwie Nytych, obecnie Nowy Staw Gdański, gdzie Jerzy został dyrektorem tamtejszej cukrowni. Wrócili do „Dworku Lali” już w 1947 r. na wiadomość o nagłej śmierci babci Wandy. Inżynier Brochocki kierował później gospodarstwem rolnym w Biskupicach i przez lata – już do końca życia – pracował w Instytutach Naukowych (Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa oraz Melioracji i Użytków Zielonych). Zmarł w 1971 roku, nie doczekawszy emerytury, a samotna Janina mieszkała w Podkowie jeszcze do 1973 r., do sprzedaży domu. Zmarła w Warszawie w 1985 r.

Pasją Janiny był ogród. Pan Andrzej pamięta żwirowe alejki, bzy białe i fioletowe, i mnóstwo kwiatów sadzonych przez matkę – nasturcji, irysów. Ukochane kwiaty Jerzego Brochockiego to były tulipany, które z zamiłowaniem hodował. Kwiaty ozdabiały też balustrady balkonów i tarasów. Dom wyglądał pięknie, zwłaszcza gdy świeciły lampy w kształcie kul, ozdabiające taras. Ogród obrośnięty był żywopłotem akacjowym, a nad wszystkim górowały (i górują nadal) wiekowe dęby. Ogród, również w okresie okupacji, był ukwiecony. Zapewne rosły także jakieś warzywa; w tym czasie ustawiono drewnianą stajenkę, w której mieszkała koza, dająca mleko dla dzieci.

Willa, którą Jan Dzierżyński kupił jako dom letniskowy – a przedtem być może pełniła funkcję pensjonatu, co sugeruje układ pokoi – stała się po Powstaniu i spaleniu się domu przy Mianowskiego jedynym mieszkaniem dla rodziny. Mieszkała tu także siostra Wandy, Sabina Marcinkowska z córką i wnuczką Hanią. „Dworek Lali” odwiedzała też rodzona siostra Feliksa Dzierżyńskiego, Aldona Eugenia Kojałłowicz, primo voto Gedyminowa Bułhakowa. Pan Andrzej Brochocki wspomina uroczą i dobrą staruszkę, siadającą na tarasie domu w Podkowie obok mego dziadka. Zmarła w 1966 roku w wieku 97 lat. To właśnie do niej pisywał brat słynne listy, w których pokazywał nieco inną twarz, niż wszyscy znamy. Zachowało się jej zdjęcie w rodzinnym archiwum.

Oprócz rodziny w willi zamieszkali po Powstaniu liczni znajomi, później władza ludowa przydzieliła lokatorów kwaterunkowych. Na piętrze zamieszkiwał Bronisław Jaroszewicz, który amatorsko zajmował się fotografią. On jest autorem większości zdjęć rodziny Dzierżyńskich i Brochockich, i domu z okresu okupacji i po niej. Zapisał się też w dziejach podkowiańskiej konspiracji jako autor fotografii do fałszywych kennkart. Mieszkał przy Słowiczej z żoną, synem Janem i z córką Teresą, późniejszym lekarzem. Po opuszczeniu przez nich mieszkania wprowadziła się tam znana w Podkowie rodzina Gąsiorowskich – pani Alicja do dziś jest lekarzem w naszej przychodni. Drugą część piętra zamieszkiwali przyjaciele Jana Dzierżyńskiego, państwo Jezierscy z foksterierem Toffim, a po ich wyjeździe malarz pan Piotrowski z hałaśliwą konkubiną. Autor wspomnień wymienia również inną lokatorkę, pamiętającą czasy rewolucji, miłą Rosjankę Teofanię Sobolewską, również lekarkę. W ostatnich miesiącach okupacji w willi kwaterowali dwaj niemieccy kapelani Wehrmachtu. Wieczorami wyruszali na spacer w mundurach, z brewiarzami w rękach. To chyba byli dobrzy Niemcy – częstowali nas czekoladą.

Dom ten był zawsze pełen ludzi, podobnie zresztą jak i dom Jerzego w „dolnym ogrodzie”, gdzie zamieszkiwały m.in. rodziny Pilitowskich, Gabrysiaków, panie Szukiewicz, Tomowa i inni.

Warto poświęcić kilka zdań także urządzeniu domu. W pokoju stołowym, wychodzącym na frontowy taras, i za czasów Dziadka i później, koncentrowało się życie naszej rodziny. Stał ogromny przeszklony kredens, empirowa komoda....Na ścianach wisiało dużo porcelanowych talerzy, obrazy pędzla naszej Babci, jakieś miniaturki, a nad stołem zwieszał się potężny żyrandol. Od narożnego pieca z białych kafli biło ciepło, dzwonił francuski zegar z brązu – wspominał wnuk.

Ten piękny dom, w którym spokojne życie wiodła rodzina przed wojną, podczas okupacji stał się jednym z kilku ważnych miejsc dla działalności żołnierzy podziemia. Takimi punktami były m.in. Zarybie, „Złota Podkowa”, gabinet dentystyczny Ireny Klukowskiej, apteka Wojnarowskich, sklep Bonikowskich, dom Marii Karczewskiej i kilka innych. W „Dworku Lali” magazynowano broń i materiały wybuchowe niezbędne do akcji sabotażowych, przekazywano rozkazy, był też punktem kontaktowym siatki informacyjnej i odbioru zrzutów (podaję za Konspiracja i walka kompanii „Brzezinka” Lech Dzikiewicz). Działo się to za sprawą Jerzego Brochockiego, a bez wiedzy żyjących w nieświadomości członków rodziny i lokatorów. Jedyną osobą wtajemniczoną była żona. W liście do niej napisał: Pamiętasz łapanki? Nasze schowki – i godziny niepewności? Samochody zajeżdżające nocą? Pamiętasz legitymowanie przez Schutzpolizei naszego domu – spaliśmy wtedy w obecnej kuchni, a ja pod poduszką miałem swój pistolet. Ty byłaś w ciąży...

Pchor. Brochocki, pseudonim Bruzda, uczestnik obrony Warszawy w 1939 roku, po powrocie z nieudanej eskapady na wschód nawiązał kontakt z por. Henrykiem Walickim ps. Twardy.
Po okresie tworzenia oddziału ZOR, w 1942 r. powstała samodzielna kompania o kryptonimie „Brzezinki”, w skład której wchodziły m.in. 3 plutony, plutonem Alaska II dowodził Jerzy Brochocki.
Dowódcą „Brzezinek” był Twardy. Kapelanem oddziału został ksiądz Bronisław Kolasiński, z którym kontakt utrzymywał właśnie Jerzy Brochocki. Podziemie brało udział w akcjach sabotażowych, prowadzono szkolenia wojskowe, ubezpieczano stacje nadawcze.

W swoich wspomnieniach publikowanych w Głosie Podkowy pisał o zadaniach, nie można jednak znaleźć wiadomości o tym, w czym brał udział bezpośrednio. W ogóle o sobie nie pisał wcale, za to dumny był z tego, że jego miasto uczestniczyło w ważnych zadaniach o znaczeniu nawet międzynarodowym. Podkowa staje się skrzynką przerzutową dla całej zachodniej części Generalnej Guberni. Pomalutku całe to małe osiedle zaczyna żyć życiem podziemnym.

Wspominał akcję przemianowania ulicy Żółwińskiej na gen. Sikorskiego, ale też akcje o szerokim zasięgu, jak np. przesyłanie materiałów wybuchowych do punktów strategicznych np. stacji kolejowych, mostów – po rozpoczęciu wojny ze Związkiem Radzieckim. Przed uderzeniem Niemców na ZSRR siatka sabotażowa jest już czynna. Spełnia ona rolę siatki informacyjnej o ruchach pociągów, wojska i transportów. Ostatnie godziny przed uderzeniem na ZSRR są dla Podkowy, w której stacjonują wojska niemieckie – dość gorące. W ostatniej prawie chwili dostajemy z Warszawy zarazek świerzba, który polecono nam zaaplikować w koce przygotowane do wyjazdu. Nie żałujemy im tego świństwa, kradnąc przy okazji skrzynkę amunicji... Przez Podkowę przepływają materiały sabotażowe jak kostki trotylu, zapalniki czasowe, cygara zapalające itp. Tak więc mała Podkowa ma swój udział pośredni w wielkiej wojnie radziecko–niemieckiej, ale też i w małych lokalnych akcjach, jak podpalenie wytwórni baraków przeznaczonych na front wschodni, mieszczącej się w Brwinowie, uszkodzenie mostu na szosie o znaczeniu strategicznym itp. Nasi żołnierze dostają polecenie „ spinania” linii telefonicznych, co dezorganizuje łączność okupanta. Do tego celu wysyłało się chłopców nawet 14–letnich, najchętniej ze wsi, którzy jednym rzutem kamienia z uwiązanym drutem „spinali” linie nad podziw zręcznie. Opiekowali się oni liniami na szosach nadarzyńskiej, brwinowskiej i sochaczewskiej.
Największe i najtrudniejsze zadania, jakie otrzymywali żołnierze ....to był odbiór zrzutów broni, amunicji i ludzi. Ogółem przyjęto – o ile zdołano dobrze ustalić, osiem zrzutów. Prawie całość zrzutów była przekazywana pod adresy wyznaczone rozkazem. Ludzie, po krótkim pobycie w Podkowie, wyruszali ku sobie znanym celom.

Jerzy Brochocki wspomina o kontaktach ze stacjonującą w Podkowie jednostką węgierską, o ochronie i szybkiej akcji ewakuacyjnej radiostacji namierzonej przez Niemców, o organizowaniu pomocy dla powstańców i ludności cywilnej z Warszawy.

Śmierć wielokrotnie przechodziła tuż obok, podczas łapanek, rewizji, niebezpiecznych akcji. Nie tylko Jerzy Brochocki ocierał się o nią przez całą okupację, podobnie było z jego szwagrem, Jerzym Dzierżyńskim i samym Janem, którego z egzekucji ulicznej wyciągnęła żona, sobie tylko znanym sposobem. Na ścianie Dworku Lali umieszczona jest wyrzeźbiona w piaskowcu głowa Matki Boskiej Ostrobramskiej. Znalazła się tam za sprawą przysięgi złożonej przez Jana Dzierżyńskiego, który obiecał ufundować pomnik Matce Bożej, jeśli wszyscy z rodziny przeżyją wojnę. I tak się też stało.

Podkowa Leśna i „Dworek Lali” znalazły się obecnie z dala od codziennych dróg rodziny Brochockich i Dzierżyńskich. Czasem jednak odwiedzają miasto–ogród, głównie cmentarz; dom rodzinny budzi dziś raczej smutek niż wzruszenie, swoim zaniedbaniem, zapuszczonym ogrodem, w którym brak kwitnących krzewów i kwiatów. Andrzej Brochocki mieszka z żoną Elżbietą na Mokotowie, zaś ich córka, Oliwia z dwuletnią wnuczką Wiktorią, żona siatkarza Pawła Zagumnego, opuściła Warszawę dla Olsztyna, ale planuje powrót w te strony. Maria Krystyna z Brochockich Łypacewicz również mieszka w Warszawie, zaś najmłodsza Janina, po mężu Walusiak, z wnukami w Koninie. Jerzy Dzierżyński ożenił się z pochodzącą z Przemyśla Jadwigą z Marszałków i oboje już nie żyją. Ich syn Jerzy–junior przez wiele lat związany był z odbudowanym po wojnie domem przy Mianowskiego. Jest z zawodu bankowcem, z żoną Anną ma dwie córki.

Obecni właściciele i lokatorzy „Dworku Lali” tworzą już nowy rozdział w historii tego domu.



Małgorzata Wittels



Zdjęcia:


1 2

Jerzy Brochocki z żoną Janiną i Tadeuszem Brochockim

Jan Dzierżyński z wnukiem Andrzejem

3 4

Wanda z Majewskich Dzierżyńska

Rodzina Dzierżyńskich w Podkowie Leśnej, od lewej: Janina Brochocka, Jerzy Brochocki, Jan Dzierżyński, Janina Dzierżyńska-Brochocka i Krystyna Brochocka



 <– Spis treści numeru