PODKOWIAŃSKI MAGAZYN KULTURALNY, nr 34

Anna Żukowska-Maziarska

Liceum Krzemienieckie


W dobie dyskusji nad stanem i przyszłością reformy szkolnictwa warto na chwilę zatrzymać się nad eksperymentem edukacyjnym, który - z dobrym skutkiem - przeprowadzono w Rzeczypospolitej prawie dwa wieki temu. Za trzy lata, w 2005 roku, minie dwieście lat od powstania Gimnazjum Wołyńskiego, zwanego też Liceum Krzemienieckim, Szkołą Czackiego, a nawet Atenami Wołyńskimi.
Spróbujmy uświadomić sobie ówczesną sytuację polityczną. Ostatni rozbiór Polski przekreśla działalność Komisji Edukacji Narodowej i podległych jej szkół. Na ziemiach wcielonych do posiadłości zaborców rozpoczyna się akcja wynarodowienia mieszkańców. W zaborze rosyjskim rusyfikacja szkolnictwa toczy się początkowo dość ślamazarnie, brakuje podręczników, a społeczeństwo stawia opór. Nakładają się na ten stan rzeczy profrancuskie i pronapoleońskie sympatie Polaków. Stan edukacji jest opłakany. W pierwszych latach XIX wieku na Wołyniu jeden uczeń przypadał na 226 mieszkańców, a w guberni kijowskiej jeden na 965 osób.
W takim okresie na tron carski wstępuje Aleksander I, a jednym z jego najbliższych doradców zostaje Adam Jerzy Czartoryski, minister spraw zagranicznych, członek Senatu i Rady Państwa. Liberalne początki panowania Aleksandra sprzyjają planowaniu reform; Czartoryski pracuje między innymi nad reformą szkolnictwa, która w dalekiej perspektywie przewidywała także podniesienie poziomu szkół na ziemiach kresowych. Obejmuje też funkcję kuratora okregu szkolnego wileńskiego, a trzeba pamiętać, że okręg ten sięga aż po Dniepr i granicę z Austrią.
18 maja 1803 roku car wydaje ukaz, mocą którego w guberni wołyńskiej ma powstać gimnazjum gubernialne podległe Uniwersytetowi Wileńskiemu. Człowiekiem, któremu powierzono wprowadzenie tego planu w życie, jest Tadeusz Czacki, a jego współpracownikiem zostaje Hugo Kołłątaj.
Na siedzibę gimnazjum wybierają Krzemieniec. Odpada kandydatura Dubna, zbyt gwarnego w okresie jarmarków; Łucka, ponieważ stoi w nim garnizon rosyjski oraz urzędniczego Żytomierza. Krzemieniec leży na uboczu, niedaleko granicy z zaborem austriackim, co przyciąga młodzież zza kordonu, a na dodatek ma budynki pojezuickie i pobazyliańskie, łatwe do przystosowania dla potrzeb szkoły.
Twórcy gimnazjum dość jasno zdawali sobie sprawę z procesów zachodzących w społeczeństwie polskim, a także z sytuacji w innych krajach. Spora część szlachty polskiej biedniała, tradycyjne drogi kariery oficerskiej lub duchownej były już zamknięte wobec braku własnej armii i coraz mniejszej liczby klasztorów. Program szkoły budowano więc tak, by dać młodym ludziom punkt wyjścia do specjalizacji w różnych kierunkach. Część kończyła edukację na gimnazjum niższym, czyli czterech latach tzw. klas o charakterze ogólnokształcącym. Niektórzy decydowali się później na szkoły zawodowe (mechaników praktycznych, geometrów skarbowych) lub na praktykę w dobrach licealnych i w ogrodzie botanicznym. Większość kontynuowała naukę na dwuletnich "kursach" obejmujących nauki matematyczno-przyrodnicze, prawne i humanistyczne. Nadal uczono się języków nowożytnych i łaciny, chętni mogli także studiować grekę i angielski, do którego szczególnie zachęcał Adam Czartoryski. Stypendyści Kuratorii Wileńskiej wyjeżdżali też do Edynburga i na uniwersytety angielskie.
Gimnazjum otwarto hucznie i z wielką pompą. Grzmiały armaty, śpiewano "Te Deum". I później bardzo uroczyście obchodzono wszelkie szkolne "popisy", na które zewsząd zjeżdżali rodzice uczniów. Zapewne pomagało to wizerunkowi placówki, która budziła coraz większe zainteresowanie, a nawet zdrowy snobizm. Podobnie podziałał zakup i sprowadzenie do Krzemieńca biblioteki Stanisława Augusta z Zamku Królewskiego w Warszawie. Zachęceni przykładem ofiarodawcy doskonale wyposażyli szkolne pracownie i gabinety.
Tadeusz Czacki miał ambicje stworzenia w Krzemieńcu ośrodka na poziomie uniwersyteckim. Trzon zbiorów gimnazjum stanowiła biblioteka królewska i zakupiony wraz z nią gabinet numizmatyczny, uzupełniane darami ksiąg, rycin, minerałów i sprzętu. W 1834 roku, w chwili likwidacji gimnazjum, Biblioteka Krzemieniecka liczyła trzydzieści cztery tysiące trzysta siedemdziesiąt osiem tomów. Bibliotekarz zajmował w hierarchii szkolnej trzecie miejsce po dyrektorze. Doskonale wyposażone było laboratorium astronomiczne i fizyczne, w którym w niedziele odbywały się wykłady publiczne z doświadczeniami, istniała też stacja meteorologiczna z siecią placówek przy szkołach powiatowych. Chlubą gimnazjum stał się ogród botaniczny, w którym rosło osiem tysięcy trzysta pięćdziesiąt gatunków i odmian roślin, a ich nasiona i sadzonki rozdawano bezpłatnie do ogrodów na Wołyniu.
Niesłychanie starannie dobierał Czacki grono profesorskie, zwłaszcza, że marzyło mu się przekształcenie w przyszłości gimnazjum w " akademię". Ściągnął do Krzemieńca ośmiu wykładowców z Krakowa, czterech, wśród nich Lelewela (choć na krótko) z Wilna, Alojzego Osińskiego, Euzebiusza Słowackiego, później Alojzego Felińskiego. O krok od przyjazdu z Warszawy był Samuel Bogumił Linde. Jedyny cudzoziemiec to przybyły z Austrii profesor botaniki i zoologii, twórca krzemienieckiego ogrodu botanicznego Willibald Besser, od którego Czacki żądał, by przykładał się do nauki języka polskiego. Wszystkie lekcye w naszych prowincjach dawane są po polsku dla powinności obywatelskiey przedłużenia mowy naddziadów - pisał w specjalnej instrukcji dla niemieckojęzycznego pedagoga.
Profesorowie zobowiązani byli do stałego uzupełniania swego wykształcenia; w tym celu sprowadzano dla nich książki i czasopisma; opracowywali także "seksterna", czyli skrypty, z których później korzystali uczniowie. Z "seksternów" powstawały podręczniki, między innymi geometrii, autorstwa Józefa Czecha i Początki algebry Grzegorza Hreczyny.
Kandydaci na wykładowców w Krzemieńcu odbywali starannie przygotowane i finansowane przez Liceum podróże naukowe. Przyszły profesor logiki Michał Wiszniewski studiował w Edynburgu, kandydat na profesora agronomii Michał Fryczyński spędził trzy lata w słynnej szkole rolniczej pod Berlinem, a Franciszek Miechowicz, który miał wykładać mechanikę i "architekturę cywilną" przez trzy lata kształcił się w szkole politechnicznej w Paryżu.
Młodzież pochodziła z różnych środowisk. W niższym gimnazjum spotykali się synowie najbogatszych rodzin szlacheckich i " szaraczki". Na listach wychowanków są nazwiska mieszczańskie i chłopskie, polskie, ukraińskie i żydowskie. Najbiedniejsi mogli ubiegać się o stypendium. By uniknąć drażliwych sytuacji, proponowano, by nazwać ich "kadetami cywilnymi" rezygnując z określeń w rodzaju: "uczeń ubogi".
Stłumienie powstania listopadowego oznaczało koniec Liceum Krzemienieckiego. Władze carskie postanowiły przenieść szkołę do Kijowa i wcielić ją do powstającego tam Uniwersytetu Włodzimierza. Tak też się stało. Przewieziono do Kijowa zbiory krzemienieckie. Wywieziono z Krzemieńca - dosłownie - nawet ogród botaniczny. Wyrwane z ziemi rośliny, krzewy i drzewa jechały furmankami na nowe miejsce w Kijowie.
W 1920 roku, rozkazem Józefa Piłsudskiego, Liceum Krzemienieckie wróciło do życia. Otrzymało specjalny status jako samodzielna jednostka posiadająca własne mienie: m.in. sześć leśnictw, dwa majątki fundacyjne, cztery tartaki i fabrykę mebli. Ale też Liceum nie było po prostu jedną szkołą. Składały się na nie trzy przedszkola, siedmioklasowa Szkoła Ćwiczeń, Seminarium Nauczycielskie i Gimnazjum z internatami, Średnia Szkoła Rolnicza z internatem, Szkoła Rzemieślniczo-Przemysłowa z internatem, dwa Uniwersytety Ludowe z internatami, kursy ogrodnicze, Muzyczne Ognisko Wakacyjne i Biblioteka Licealna - wszystko to nie tylko w samym Krzemieńcu, ale i w mniejszych miejscowościach powiatu dubieńskiego i kowelskiego. W 1935 roku w placówkach Liceum uczyło się około tysiąca młodych dziewcząt i chłopców. Organizowano koncerty, odczyty, na występy przyjeżdżał zespół "Reduty". Krzemieniec znów stał się centrum kulturalnym Wołynia.
Koniec nastąpił we wrześniu 1939 roku. Dwadzieścia pięć lat w XIX wieku i zaledwie dziewiętnaście lat w okresie międzywojennym dały jednak krzemienieckiemu Liceum szczególną pozycję w historii szkolnictwa polskiego i w historii kresów. Juliusz Poniatowski, Kurator Liceum, pisał o dziele Czackiego: Trudno nawet zdać sobie dziś dokładnie sprawę, jaki to wielki musiał nastąpić przełom w psychice szlachty i pedagogów, [...] aby przejąć się szkołą o tendencjach praktycznej i fachowej społeczeństwu służby. [...] Szkoła i jej zabiegi wychowawcze dokonywały niezmiernie dużo dla obudzenia w młodzieży sprawiedliwości społecznej i wszczepienia odpowiedzialności za bieg życia. Liceum międzywojenne kontynuowało tę tradycję. Pozostawiło piękną kartę w dziejach służby społeczeństwu.



O Liceum Krzemienieckim pisała obszernie Maria Danilewicz Zielińska ( Próby przywołań, Biblioteka Więzi, Warszawa 1992) i z jej pracy korzystałam przygotowując ten tekst.




 <– Spis treści numeru